Kto nas w Polsce podzielił?

Polaryzacja ma wiele przyczyn – spadek poczucia bezpieczeństwa, postęp technologiczny, szybkie zmiany społeczne. Ale ma też swoich sprawców – grupy, które metodycznie przyczyniają się do pogłębiania podziałów, bo czerpią z nich korzyści. Są trzy takie grupy: populistyczni politycy, upartyjnieni dziennikarze i wojujący aktywiści. Radykałowie zawsze istnieli, ale dawniej byli tonowani przez swoje instytucje – partie polityczne, redakcje czy organizacje. To one dopuszczały ich do głosu albo ukrywały w swoich szeregach. Dziś tej kontroli nie ma, a media społecznościowe pozwalają zabierać głos każdemu, premiując jednocześnie radykalny przekaz.

Dla jasności: nie wszyscy politycy, dziennikarze i aktywiści są siewcami podziałów. Większość z nich stara się wykonywać swoją pracę bez popadania w skrajności – ale jest to coraz trudniejsze, gdy ich konkurentami są radykałowie. Populistyczny polityk prędzej wygra w wyborach niż ten umiarkowany, upartyjniony dziennikarz ostrzej zaatakuje wrogie ugrupowanie, a wojujący aktywista szybciej zbuduje poparcie dla swojej sprawy niż ktoś łagodny. Dlaczego radykałowie są bardziej skuteczni? Bo pogłębianie podziałów mobilizuje nas do działania w ich sprawie i stawania po określonej stronie – nawet jeśli wcześniej nie byliśmy po żadnej.

Jak oni to robią?

Siewcy podziałów używają dwóch narzędzi: tożsamości i oburzenia. Tożsamość to nasza deklaracja, kim się czujemy – np. „jestem Polakiem”, „jestem katolikiem”, „jestem kibicem Lecha Poznań”. Zawsze mieliśmy tożsamości, ale kiedyś nie były one aż tak ważne i nie o każdej mówiło się publicznie. Bardziej określało nas to, skąd pochodzimy, jaki zawód wykonujemy albo z kim się przyjaźnimy. Zmianę przyniosły media społecznościowe – z jednej strony zachęcają nas do wyrażania siebie, z drugiej przetwarzają dane o naszych tożsamościach do tego, by kojarzyć nas w grupy i podawać treści odwołujące się do wybranych tożsamości. A następnie sprzedawać dostęp do nas.

Mniej więcej dekadę temu politycy zaczęli mówić do nas osobiście – przemawiać do naszych tożsamości, najpierw za pośrednictwem mediów informacyjnych, a później społecznościowych. „Przedsiębiorczyni, głosuj na mnie, to zapewnię ci niskie podatki”. Albo: „Katoliku, wybierz mnie, to przywrócę ochronę życia nienarodzonych”. Polityka przestała być nudna i urzędnicza, zbliżyła się do ludzkich spraw, stała się bardziej osobista – czyli tożsamościowa. W ślad za tym dopasowaniem poszły media – powstały telewizje, gazety i portale tożsamościowe, pokazujące świat widziany oczami konkretnej grupy i zarabiające na reklamach dla niej. Jako ostatni lewar tożsamości odkryli aktywiści

Ale na tym się nie skończyło: jak politycy zawładnęli naszymi tożsamościami, zaczęli grać na naszych emocjach.

były one takie ważne, niektóre nawet nie były publiczne – np. wyznanie bywało sprawą prywatną, o którą nikt nie pytał. Konserwatystka i liberał żyli zgodnie w jednej rodzinie, katolik potrafił dogadać się z ateistą. Co się zmieniło?

Łatki przypinają nam inni – tożsamości nosimy z dumą.

Po co tyle emocji?

Drugą bronią dzisiejszej polityki jest oburzenie. Oburzenie to silne zdenerwowanie, spowodowane niesprawiedliwością lub czyimś nieodpowiednim zachowaniem. Kiedyś oburzenie było zarezerwowane dla spraw dużego kalibru: aktów terroru, wybuchów wojen, wielkich afer.

Dziś oburzenie jest na porządku dziennym i dotyczy wszystkiego: decyzji, wypowiedzi, innych ludzi, nawet ich gestów i ubioru. W telewizji oburzają się wszyscy: politycy, eksperci, dziennikarze. Ale nie tylko oni.

Oburzenie rozpanoszyło się wokół nas. Sąsiadka pokrzykuje w sklepie, kierowca gardłuje na skrzyżowaniu, koleżanka szydzi z kolegi w biurze, szwagier nadaje na imieninach dziadka. Psychologowie mówią, że wentylujemy w ten sposób emocje, dajemy upust złości. Politycy nam pokazali, że można, więc każdy czuje, że ma do tego prawo. I mamy, to prawda. Tylko ciągły wylew złości ma swoje konsekwencje: jesteśmy coraz bardziej zmęczeni i znika przestrzeń na rozmowę.

Straszenie planami oponentów, obrażanie ich zwolenników, mówienie „my” i „oni”, robienie z rywali są na porządku dziennym. Jeśli myślisz, że „twój” polityk jest inny, to spójrz na jego hasła oczami wyborcy „drugiej strony”. Poczujesz się jak ktoś obcy, inny, osobny. I o to w tym chodzi.

Previous
Previous

Jak ja mogę zmniejszyć podziały?

Next
Next

Polaryzacja w pracy – wywiad dla Impact Leaders